niedziela, 12 października 2014

I co dalej???

Jechaliśmy w poniedziałek do Łodzi z już spakowaną torbą do szpitala, więc po ogarnięciu się poszliśmy po skierowanie i trafiłam na oddział Kliniki Położnictwa i Ginekologii ICZMP.
Nie wiedzieliśmy nic o leczeniu wodogłowia. Ciągle po głowie chodziła mi myśl, że Jagoda nie ma tkanki mózgowej, czyli nie ma mózgu.
Na oddziale były kolejne badania, kolejne USG i kolejne pytania. Każdy zadawał mi pytania o dalszą kontynuację ciąży. Ja nie wiedziałam już co mam robić.
Terminacja ciąży???
Będę cierpiała, ale...

Na decyzję i na zgodę musieliśmy czekać na Prof. G. Krasomskiego. Dopiero w środę się pojawił. Lekarz i pielęgniarka z jego oddziału nakreślili mu sytuację. Miał tylko się zgodzić i jadę na porodówkę.
Na obchodzie mnie olał, a gdy z mężem poszliśmy do jego gabinetu usłyszeliśmy, że " w tym szpitalu dzieci się leczy a nie zabija".

Nie mogłam

Wyszłam na własne żądanie.

Mąż od 16 grudnia ciągle był przy nas. Cały zeszłoroczny i tegoroczny urlop został wykorzystany. Przyjeżdżał do Łodzi o 9 rano, a wychodził po 12 godzinach. Cały czas był przy mnie. To był chyba najgorszy moment, ta niepewność, czekanie na nie wiadomo co.
Po wyjściu ze szpitala chodziliśmy do parku karmić kaczki. Były rozmowy i całe dnie gdzie nie mieliśmy odwagi zacząć tematu.
Przetrwałam ten czas dzięki Niemu, tylko dzięki Niemu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz