niedziela, 11 października 2015

Mama kombinuje zabawy dla mojego ciałka

Osoby, które mają dzieci z problemem neurologicznym wiedzą jak istotne jest dotykanie. Od małego mama mnie głaskała, masowała, żeby odwrażliwić moje ciało i żebym wiedziała, że ktoś mnie dotyka, żebym to czuła. 
Mama uczyła moje ciałko "czucia". Na początku całe ciałko, czyli brzuszek, plecki, nogi, ręce, a potem robiła to z coraz mniejszymi częściami ciała. Zaczęłyśmy uczuć mój mózg jak to jest dotykać rączką różnych faktur, miękkich, twardych, szorstkich. To wszystko się robi, żeby rączki nie bały się dotykania. Bo jak mam złapać zabawkę w łapkę skoro moje ciałko boi się tej zabawki dotknąć?


Tak teraz wygląda wanna. Mama nakupiła takich przyssawek i jak się kąpię to je dotykam. Mama przyssawa je w różnych miejscach, tak żebym mogła je czuć i rączkami i nóżkami.
W poprzednich postach widzieliście już, że umiem łapać zabawki w rączkę. Prawa rączką coraz lepiej funkcjonuje, ale mama chce żeby lewa była tak samo sprawna. No to kupiła basenik z piłeczkami. Bo ja piłeczki to tak raczej w dwie rączki łapie.




Po zabawie nie zawsze mi się chce wyjść z baseniku a i czasem mama nie ma ochoty mnie wyciągnąć. No to co ja mam wtedy robić...

... to sobie leżę wśród piłek i czekam na tatę.

niedziela, 20 września 2015

Stoliczku pobawmy się

Czasami mama ćwiczy ze mną te podnoszenia, naukę siadania, obroty, ćwiczymy lewą rączkę, masujemy ją i ściskamy, ugniatamy, ale czasami mama ćwiczy ze mną w inny sposób. Taka rehabilitacja przez zabawę jest dla mnie ciekawsza, zabawniejsza i tak szybko mnie nie męczy.
Zaczęłyśmy z mamą od zabawy w minki po jedzeniu.













Potem było troszkę ćwiczeń na brzuszku i ćwiczyłyśmy podpieranie się. A na koniec mama wzięła złożyła materac i przyniosła taki stoliczek.
A co to jest??
Ja mam się tym bawić...
...tu się coś wyjmuje ...
...tutaj też wypada...
...to się kręci.
To nawet zabawne jest.
Mama a ty z czego się śmiejesz??
ok, pozujemy do zdjęcia.



Nie zawsze trzeba rehabilitacje brać na poważnie. Chwila zabawy z dzieckiem jest o wiele ważniejsza niż godzina profesjonalnej rehabilitacji. 
Mama potrzebowała ponad roku żeby zobaczyć, że dzięki zabawie więcej się uczę i lepiej się wtedy rozluźniam. Nic na poważnie, nic na siłę. Już miałam przez kilka miesięcy rehabilitację na poważnie i zamiast lepiej było gorzej. Teraz podczas ćwiczeń w Szansie czy ( a w szczególności) u Pani Cioci Małgosi czy na Dziewanny jest więcej uśmiechu i widać postępy. Duże postępy.









Festyn w Witowie

W ostatnią sobotę wakacji rodzice zabrali mnie na festyn do Witowa. 
Pogoda jeszcze była ładna było ciepło i nie padało, więc korzystaliśmy ile się da. Trzeba podładować akumulatory na jesień i zimę.
Z racji, że jestem mała, nie chodzę i nie do końca rozumiem co się dzieje wokół mnie nie do końca mogłam się cieszyć z tego wypadu. Były dmuchane zamki i trampoliny dla małych dzieci, ale niestety nie dla mnie. Oj długo jeszcze nie dla mnie.

Żeby mi nie było smutno mama kupiła mi balon. Na początku troszkę mnie przerażała tą gęba wisząca obok mojego wózka, ale po chwili już zaczęłam wyciągać ku myszce swoje rączki.
Od tego siedzenia w wózku troszkę mnie puka zaczęła boleć, to jedno spojrzenie na mamę i już byłam u mamy. 
Jednym z moich wielgachnych sukcesów to chęć do stania na własnych nogach.


















Mamie kręgosłup siada od ciągłego noszenia mnie na rękach. Ja też za długo na leżąco nie wytrzymuje bo chcę usiąść, a gdy usiądę to chcę wstać. Żeby wstać to musi mnie mama podnieść i wtedy ... mamy kręgosłup mówi, że boooliii i musi mnie odłożyć. A jak leżę to chcę usiąść i tak w kółko.
Postałam, wyprostowałam nóżki i wróciłam do wózka. Ale jaka to była dla mnie radocha. Były koło mnie inne dzieci i tak jak one ja też stałam na trawie w bucikach. Tylko, że mnie mama musiała trzymać.
Rodzicu zjadłabym coś

Po festynie wskoczyliśmy do autka i na kolacje byliśmy w domku.














Konkurs Tata Potrafi - wyniki

Pod koniec wakacji mama wciągnęła tatusia i mnie do konkursu. Trzeba było wysłać jakieś ładne zdjęcie tatusia z dzidziusiem i jak się zebrało dużo głosów to można było wygrać paczkę pieluchomajtek Pampers. 
Ja Jagódka z tatusiem zebraliśmy 76 głosów i mama dostała maila, że dostaniemy. Teraz ciągle patrzę czy nie jedzie do mnie nagroda.
To mój drugi konkurs w którym brałam udział i pierwszy w którym wygrałam.
Ja i tatko wygraliśmy pieluchomajtki. Jak tatuś będzie grzeczny to pozwolę mu przymierzyć jedną czy dwie pary.



Minki, minki

Mama je robi do mnie cały czas, tata też chociaż mniej i są troszkę inne. To ja też chcę zabłysnąć.
Mama wie, że ja jestem taką małą papużką i strasznie papuguję. Oczywiście jak mama pokazuje mi 1000 razy jak się siada, to mnie to zbytnio nie interesuje, ale jak pokazuje mi jak się śliczniutko uśmiechać to ja to od razu łapię.
Pokazujemy języczek


Mama, zmęczyłam się

Moje pierwsze selfie
 Ciężko mamie zrobić zdjęcia mojej "gniewnej miny", "zezolka" czy innych wygłupów. Naumiałam się pozować i na widok mamy telefonu po prostu pozuje na mądrą i rozważną dziewczynkę. Wygłupiamy się na maksa jak nikt nie widzi.


Powroty zawsze są trudne, po wakacjach

Tak, powróciłam na ćwiczenia a raczej większą ilość ćwiczeń.
Miałam sporo wolnego w czasie wakacji. Nie było Szansy przez ponad 3 tygodnie, nie chodziłam na zajęcia na Dmowskiego, nie było WWR ( Wczesne Wspomaganie Rozwoju) na Dziewanny. W sumie to przez te wakacje miałam tylko Panią Ciocię Małgosię. 
Ale wszystko co dobre kiedyś się kończy. Chociaż jestem mała to już to wiem.
Wróciłam do Szansy.

Poza rehabilitacją doszły mi nowe zajęcia u neurologopedy.
Wracam pomału na resztę zajęć. Mama dzwoni i umawia mnie na ćwiczenia.

Mam pełno konsultacji. Na razie jestem po konsultacji na SI ( Integracja Sensoryczna), za niedługo idę na konsultację psychologiczną.
Wakacje się skończyły, pora brać się do roboty.

piątek, 21 sierpnia 2015

Apetyt mi się zaostrzył - konkurs

Po otrzymaniu medalu, mam ochotę na więcej. Pani - Ciocia Małgosia - rehabilitantka wczoraj bardzo mnie chwaliła. Jeszcze trochę i sama usiądę. Podczas ćwiczeń z malutką pomocą sama zaczęłam siadać na pupie.

Więc każda wygrana i każdy sukces powoduje, że jeszcze bardziej i jeszcze mocniej prę do przodu.
W moim jak na razie króciutkim życiu jeszcze nic nie udało mi się wygrać.

Mama zgłosiła mnie i tatusia do konkursu. 
Może paczka pieluch, to nic takiego, ale dla nas to koszt godzinnej rehabilitacji u Małgosi.
Proszę oddajcie głos na mnie i tatusia. Może uda mi się wygrać paczkę pieluch i będę miała dodatkową godzinkę ćwiczeń.
Głosować można TUTAJ KLIKNIJ . 

wtorek, 18 sierpnia 2015

poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Zdobywamy Górę Kamieńsk 16.08.2015

Oj co to był za dzień, co to było za wydarzenie!!!
Mama Mikusia nam o tym powiedziała, bo u nas w Piotrkowie to chyba nikt o czymś takim nie słyszał. Piotrków przecież leży lata świetlne od Bełchatowa. Ja myślałam, że Szansa coś o tym nam powie, albo miasto Piotrków zainteresuje tym wydarzeniem swoich niepełnosprawnych mieszkańców. A tu nic. Jak się samemu nie dowiesz to nie wiesz. Dobrze, że mama Mikołaja jest i o takich rzeczach wie. 
Mama oczywiście od razu się zgodziła. Powiedziała tatkowi, że nawet ma nie myśleć o tym, że pójdzie do pracy. Idziemy na górę i ją zdobędziemy! Ja Jagódka dam radę!
Tylko, że ta pogoda...Od dwóch tygodni były upały, po 35 stopni w cieniu. Mama dopiero koło 19 ze mną wychodziła na spacer, bo wcześniej nie dało rady. A jak by tak słoneczko utrzymało się do niedzieli, to raczej by mi się nie udało. Ale pogoda łaskawa była i w sobotę wieczór troszkę się ochłodziło. Więc rodzice postanowili, że jedziemy. Będzie co ma być.
Od rana pakowanie. Mama dokładnie się przygotowała. Pieluchy, chusteczki, ubranka na zmianę na ciepłą i na zimną pogodę, jedzenie, picie, butelki, zabawki, przekąski. 
Wyjechaliśmy po 8 rano. I tak prawie przed końcem drogi zaczęło padać. Mama mówi do tatusia, żeby jechał, najwyżej poczekamy w samochodzie i jak by co to wrócimy jak się pogorszy pogoda. Ale już na miejscu było ładnie. 
Zanim się wyczłapaliśmy z auta podjechał samochód z dwiema paniami. Też pierwszy raz przyjechały. Tatuś pomógł im wyciągnąć wózki z samochodu. Nie wiedziałam, że takie duże panie jeszcze jeżdżą na wózkach jak ja. Myślałam, że tylko dzieci, ale mama mi powiedziała, że nie każdy dorosły ma zdrowe nóżki. Ci co mają zdrowe nóżki jak mama czy tata to chodzą na nogach, a ci co mają chore nóżki albo kręgosłupy, czy główki to jeżdżą na wózkach inwalidzkich. 
Poszliśmy się zgłosić, że jesteśmy. Ja dostałam numerek, a mama koszulkę. Niestety tatuś nic nie dostał, ale i tak się cieszył, bo jako jeden z nielicznych nie był pomarańczowy. Był zielony!!

 Na początku było mało ludzi, ale po około 3 kwadransach było już bardzo pomarańczowo. Każdy miał koszulkę taką co ma mama.

 Przez chwilę zrobiło się groźnie, bo zaczęło padać. Rodzice od razu wyciągnęli folię przeciwdeszczową i parasolkę. Mama mnie przykryła jeszcze swoją koszulką i nawet mój kocyk mi nóżki ogrzewał. Czekając na start postanowiłam się przespać, bo musiałam nabrać sił.
Zbieram siły






W końcu koło 10 było otwarcie i zaraz potem wszyscy zaczęli ustawiać się na starcie. Nikt nie nie pchał, wszyscy mili i uśmiechnięci.

Na początku mama mnie pchała. Trochę było stromo i sama nie dałabym rady. 


Mama po jakimś czasie wymiękła i przejął mnie tatuś. I tak sobie idziemy i idziemy i wiecie ile mięliśmy do pokonania prawie 3,5 km pod górkę. Mi pomagali trochę rodzice, a innym dzieciom na wózkach i dorosłym pomagali wolontariusze. Jak ktoś nie dawał rady to wtedy pomagali żeby nikt poleciał do tyłu, w dół. Albo po prostu sobie rozmawiali po drodze.














Tylko raz podczas wchodzenia padało. I znowu folia i parasol. Byłoby dobrze gdyby nie wiatr. Ale my jesteśmy twardzi i nie poddamy się. Na ostatniej prostej mamie spadł cukier na 62. Tatko wyciągnął colę i już spacerkiem z mamusią popijającą colę i tatkiem zbliżałam się do mety. Po godzinnej wspinaczce nawet nie byłam za bardzo zmęczona ani śpiąca.
Widzicie meta!!!

I ostatnia focia przed metą
Udało się!!!
Zaraz po przekroczeniu mety podszedł do nas taki pan i dał mi medal. Założył mi go tak jak sportowcom na olimpiadzie, tylko bez kwiatków. I na koniec uścisnął mi rączkę.
Złota medalistka
Jaka mama dumna
Cicho, nucę sobie tak w środku hymn


 Jak każdy sportowiec, o przepraszam olimpijczyk - medalista zaraz po przekroczeniu mety i otrzymaniu medalu trzeba zjeść, napić się i zrobić kupę. Melduje, że wszystko poszło zgodnie z planem.

Jak rodzice mnie oporządzili i sami też coś zjedli, to podjechały te duże samochody, emzetki i zjechaliśmy na dół. Jak jechaliśmy to jeszcze niektórzy wchodzili na górę. To chyba byli ci zatwardziali sportowcy, którzy nie chcieli żeby ich ktoś pchał. Chcieli sami i tylko sami. Ja bym nie dała rady. Za krótkie rączki i za małe dłonie. 
Emzetki zawiozły nas pod samą górę, gdzie był taki ośrodek i tam była potem impreza. Tatuś wziął kupony i poszedł po jedzonko, bo przecież musiałam coś ciepłego zjeść.



Po pomidorowej miałam atrakcje. Była muzyka, takie wielkie bańki mydlane i malowanie twarzy. 
Mama poprosiła panią co malowała kredkami buzie dzieciom o takie małe, delikatne kwiatki dla mnie, bo to mój pierwszy raz.
Ok. Pojadłam, popiłam, pobawiłam się, to najwyższy czas udać się na zasłużoną drzemkę...


Jak się obudziłam to była już końcówka imprezy. Spałam kiedy robiono takie zbiorowe zdjęcie. Może je znajdę TUTAJ za jakiś czas. Potem losowali nagrody, w między czasie zaczęło padać i pomału zaczęliśmy zbierać się do domku.

W domku to nikt nie wiedział, że jadę po medal i babcia z dziadkiem to byli w takim szoku jak mnie zobaczyli z tym medalem. Babcia do te pory myśli, że byłam pierwsza na mecie, bo mam złoty medal. A tam każdy dostał taki, nawet ci co wjechali ostatni, bo im się akurat najbardziej należało, bo oni sami wjechali na górę bez żadnej pomocy.



 To był naprawdę dobry dzień. Nie dość, że cały dzień spędziłam z rodzicami na dworze, to jeszcze zobaczyłam i poznałam tylu miłych, pomarańczowych ludzi. 
Za rok też jadę zdobyć Górę Kamieńsk. Nie wiem czy na własnych nóżkach, ale pojadę i pokażę wszystkim, że niepełnosprawność może być fajna. 

Góro Kamieńsk widzimy się za rok!!!