niedziela, 20 września 2015

Festyn w Witowie

W ostatnią sobotę wakacji rodzice zabrali mnie na festyn do Witowa. 
Pogoda jeszcze była ładna było ciepło i nie padało, więc korzystaliśmy ile się da. Trzeba podładować akumulatory na jesień i zimę.
Z racji, że jestem mała, nie chodzę i nie do końca rozumiem co się dzieje wokół mnie nie do końca mogłam się cieszyć z tego wypadu. Były dmuchane zamki i trampoliny dla małych dzieci, ale niestety nie dla mnie. Oj długo jeszcze nie dla mnie.

Żeby mi nie było smutno mama kupiła mi balon. Na początku troszkę mnie przerażała tą gęba wisząca obok mojego wózka, ale po chwili już zaczęłam wyciągać ku myszce swoje rączki.
Od tego siedzenia w wózku troszkę mnie puka zaczęła boleć, to jedno spojrzenie na mamę i już byłam u mamy. 
Jednym z moich wielgachnych sukcesów to chęć do stania na własnych nogach.


















Mamie kręgosłup siada od ciągłego noszenia mnie na rękach. Ja też za długo na leżąco nie wytrzymuje bo chcę usiąść, a gdy usiądę to chcę wstać. Żeby wstać to musi mnie mama podnieść i wtedy ... mamy kręgosłup mówi, że boooliii i musi mnie odłożyć. A jak leżę to chcę usiąść i tak w kółko.
Postałam, wyprostowałam nóżki i wróciłam do wózka. Ale jaka to była dla mnie radocha. Były koło mnie inne dzieci i tak jak one ja też stałam na trawie w bucikach. Tylko, że mnie mama musiała trzymać.
Rodzicu zjadłabym coś

Po festynie wskoczyliśmy do autka i na kolacje byliśmy w domku.














Brak komentarzy:

Prześlij komentarz