poniedziałek, 8 grudnia 2014

Mikołaj, jaki Mikołaj??

Coś tam mi mama mówiła, że w grudniu będą święta, że będą prezenty, papu którego jeszcze nie będę mogła zjeść, co najwyżej poniuchać będę mogła i popatrzeć. Coś też mówiła o Mikołaju. Przecież ja znam Mikołaja. Mikołaj jest starszy ode mnie i też jeździ na...aha to nie o tego Mikusia chodzi.
Czyż nie wyglądam jak aniołek

Tatko mówi, że chodzi o innego Mikołaja. Starszego ode mnie ale o wiele bardziej starszego, starego, emeryta, po emeryturze. Generalnie bardzo wiekowy jaśnie pan z Laponii co rozwozi dzieciom prezenty, a tym bardzo niegrzecznym daje rózgi. Ja się oczywiście do tych ostatnich nie zaliczam. Jestem grzeczniutka.
4 grudnia mama pakowała torbę na wyjazd, bo następnego dnia miałyśmy pojechać do neurologa. Tatuś rozmawiał z mamą o Mikołajkach, że trzeba zostawić uchylone drzwi, żeby Mikołaj wiedział gdzie ma prezenty zostawić. Mama tylko mówiła, że ma być cicho, bo ja jeszcze nie śpię. No to zamknęłam oczka i słuchałam dalej, jak rodzice rozmawiają o tym Mikołaju. Z tego co
usłyszałam o nim, to naprawdę klawy gość. Rozdaje prezenty dzieciaczkom na całym świecie. Lata saniami i ma renifery. Ma czerwone ciuchy i duży czerwony worek. I ma brodę jak tatuś i okulary jak mamusia. Zanim usnęłam jeszcze usłyszałam, że jak Mikołaj przychodzi, to dzidziuś musi spać.
Śpię, ja naprawdę śpię
W piątek pojechałam z mamą i babcią do Łodzi. Wizyta bardzo szybko nam minęła. Pani neurolog zbadała moje nóżki, stawy, rączki, zobaczyła jak leżę na brzuszku, jak siedzę, jak trzymam główkę, a nawet jak stoję. Mamcia potem rozmawiała z panią doktor, a babunia mnie ubierała. Mamcia mówiła jakie postępy zrobiłam od ostatniej wizyty. Parę głosek udało mi się dorzucić do tej rozmowy od siebie i nawet uśmiech pozwoliłam sobie zaprezentować. A co, taka jestem fajna. Jak jakiś lekarz rozmawia z mamusią o mnie, to niech też czasami mnie o coś zapyta. Przecież już coś tam powiedzieć mogę. 
Gdy już miałyśmy wychodzić ze szpitala podszedł do nas Mikołaj. Mikołaj!!! Pogłaskał mnie po główce i życzył mi szybkiego powrotu do zdrowia ( tu mima mamy bezcenna) i żebym już więcej nie chorowała ( mina mamy robi się jeszcze bardziej bezcenna). Mamie też coś powiedział, ale już tym się nie interesowałam, bo dostałam czekoladę. Moja pierwsza czekolada i to od samego Mikołaja. Jak już siedziałam w samochodzie i nadal nie mogłam w to uwierzyć, że Mikołaj dał mi prezent, mama z babcią z czegoś bardzo się śmiały. Okazało się, że raczej nie zjem mojej czekolady. Bo mi jeszcze nie wolno takich rzeczy jeść. Oby mi to mama kiedyś razem z babcią zrekopensowały. Nie musi być czekolada, mogą być dwie, albo bombonierka. Oj, chyba za dużo reklam oglądam.

Po powrocie do domu wszystko opowiedziałam tatusiowi. Tata się    śmiał. Aż mnie to zdenerwowało. Nikt nawet nie zrobił mi zdjęcia z Mikołajem. Co mi po tym spotkaniu pozostanie, nic tylko wspomnienia, bo czekoladę mi zjedzą.
W sobotę, w Mikołajki byłam od rana bardzo grzeczna. Tatuś tradycyjnie był w pracy. Mamusia powiedziała, że troszkę poćwiczymy... i ćwiczyłyśmy cały dzień!!! Musiałam udawać, że śpię, to wtedy miałam chwilkę, żeby odsapnąć.
Mama tak mnie wymęczyła, że nie panowałam nad oczkami. A tego dnia ćwiczyłyśmy wszystko, oczka również.
W końcu przyjechał tatuś i mogłam się wyżalić. Wszystko powiedziałam, jak mnie mama cały dzień maglowała na materacu.
Jak skończyłam skarżyć na mamę, to tatuś ją zawołał. Myślałam, że powie mamusi, żeby tak mnie mocno nie ćwiczyła, ale nie tatuś tylko przytulił mamę i jeszcze dał jej buzi. Nie ma sprawiedliwości na tym świecie. 
Świat się kręci a co z prezentami??? Przecież Mikołajki są.
Mama, gdzie masz prezenty??
I tak je znajdę
 Wreszcie doczekałam się. Mam prezenty. Hi hi ;-)
Fajne są te Mikołajki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz