czwartek, 13 listopada 2014

Chora, chora, jestem chora

Jak na razie udawało mi się uniknąć katarków, kaszli i innych nieprzyjemności związanych z przeziębieniem.
Ale kiedyś musi być ten pierwszy raz.
Od kilku dni mam potworny katar, który nie daje mi spać i trochę pokasłuje. Na dodatek zadrapałam sobie lewe oko.
Do lekarza ciężko się dostać, ale mamcia umówiła nas na jutro. Mama jest wrogiem dawania antybiotyków, gdy nie jest to konieczne, więc nie wiem jak jutro przebiegnie wizyta. Lepiej, żeby obyło się bez antybiotyku. Oby soczek z malinek babci wystarczył.

Pogoda jest śliczna teraz, ale bardzo zdradliwa. Niby słoneczko, niby ciepło, a jednak to przecież połowa listopada. Może za lekko byłam ubrana, może gdzieś mnie przewiało. 

Oczko mama przemywa mi kilka razy dziennie roztworem soli fizjologicznej i po jednym dniu wygląda to już lepiej. Ciągle się w nie drapię i mam za swoje. Mama uprzedzała, że kiedyś zrobię sobie "coś" w to oko, albo, że je wyjmę. I zrobiłam sobie to "coś". 

Dzisiaj miałam wizytę u neurolog. Oczywiście spisałam się na medal. Ładnie podniosłam główkę, ładnie się rozglądałam po gabinecie, nawet się do pani doktor uśmiechnęłam, gdy do mnie mówiła. Dostałam termin na kolejne badanie EEG. Trzeba sprawdzić, jak tam się sprawuje mój komputerek w głowie. Na ostatnim EEG wyszły mi wyładowania, które mogą oznaczać skłonność do epilepsji. U okulisty chcą mnie poddawać koloroterapii, a do tego musi być zgoda neurologa. Specjalna lampa będzie kierować na moją buzię światła ( żeby pobudzić oczka a przede wszystkim ten osłabiony nerw wzrokowy w prawym oczku), raz czerwone, raz niebieskie itp i właśnie to może wywołać atak.

Tak więc dużo pracy przede mną. Ciekawe jak to będzie...    

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz