środa, 28 stycznia 2015

Nie da się nie chorować

Tydzień temu w poniedziałek ( 19 stycznia) rodzice razem ze mną pojechali do Łodzi. Do szpitala trafiła Zosia z wodogłowiem, która miała mieć założoną zastawkę. 
Rodzice sobie pogadali z Magdą, Zosi mamą. A ja, jak to ja, robiłam oszałamiające wrażenie. Musiały być uśmiechy, minki i żeby nie było za różowo parę marudzeń też zrobiłam. Byliśmy tam ponad godzinkę. 
Potem na spokojnie wróciliśmy od razu do domu.
Dinuś na biegunach
Perła też chce się pobujać

Wieczorne zabawy jakoś tamtego dnia mnie nie bawiły. Mama myślała, że to ząbki i tatuś też, więc dostałam stały zestaw na taką okazję: żel na ząbki i coś przeciwbólowego. Po dwóch godzinach zrobiłam się rumiana na twarzy. Tata z mamą zaczęli się trochę martwić, bo jeszcze nigdy nie miałam takich wypieków na buzi. Rodzice oczywiście byli przejęcie, ale żeby oczyścić trochę nerwową atmosferę zaczęli żartować, że to moja reakcja obronna na szpital.
Po północy tata już musiał położyć się spać, bo rano do pracy, a mama przed sobą miała nocny dyżur.
Było podawanie leków przeciwbólowych, na gorączkę ( było nawet 39,2), mama zaczęła mi robić chłodne okłady na główkę. Im bliżej rana tym gorzej dopadł mnie katar i zaczęło mnie dusić.
Tatuś poszedł na 6 do pracy, a ja zostałam z mamusią, która padła koło 4.
Parę minut po 8 zaczęło mnie tak dusić, że się przestraszyłam i zaczęłam płakać. Mama nagle zerwała się na równe nogi i przełożyła mnie przez kolano. Nie macie pojęcia co ze mnie wyleciało. Cały zbiór nocnej flegmy wylądował na mamy stopach. Ja się rozpłakałam, mama zaczęła dzwonić po tatusia żeby wracał do domu.
O 11 byłam już u lekarza. Pani doktor mnie zbadała. Mam zapchany nosek, czerwone gardełko, wysypkę na ciele jakby pokrzywkę, temperaturę. To może być trzydniówka, albo ząbki, albo moje pierwsze przeziębienie. Według mamusi to wszystko na raz mnie dopadło.


Po trzech dniach, w czwartek gorączka w końcu odpuściła. Zostało gardełko i katarek. 
W piątek rodzice zdecydowali się, że pojadę na rehabilitację do Łodzi na Dziewanny, bo dość długo czekałam na pierwsze zajęcia. 
Byłam bardzo dzielna i wytrzymałam całe zajęcia od 9 do 12. Trochę mi przeszkadzał kaszelek, ale tylko trochę. 
W tym tygodniu mama rozprawia się z katarkiem. Coraz lepiej już oddycham i już mnie nie dusi w nocy. Mogę znowu całą noc przespać. 
Słyszałam wczoraj rozmowę rodziców, że dzisiaj mam już spać w swoim łóżeczku. Za bardzo mi się ten pomysł nie podoba. Mamcia z tatkiem mają takie duże łóżko i w sumie w trójkę się na nim mieścimy. Nawet jak leżę w poprzek to wszyscy się mieścimy. Chyba jeszcze trochę sobie pochoruję to może będę mogła spać z nimi.
Wciąż szukam ząbków
Moja nowa piżamka w pszczółki
Dobranoc


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz