czwartek, 5 lutego 2015

Coś rośnie, coś się zmniejsza

Wczoraj to był szalony dzień. Wszędzie byliśmy na styk.
O 8.30 wyjechaliśmy do Łodzi. Do Instytutu mamy bliziutko, więc po około 30 minutach byliśmy na miejscu. Mama tradycyjnie wyciągnęła wózek, tata wyciągnął mnie, potem było szykowanie dokumentów i jazda na patologię noworodka. To powinno się inaczej nazywać, ja przecież już od ładnych kilku miesięcy nie jestem noworodkiem, tylko niemowlakiem, a nawet dzieckiem. Jeszcze trochę, a będę młodą panną, a później małą kobietką. Na razie jestem według przychodni patologicznym noworodkiem.
Mama mówi, że to chyba ostatnia wizyta na patologii, bo za kilka tygodni pyknie mi roczek.
Jesteśmy pierwsi przed gabinetem. Tatko dal znać pielęgniarce, że jesteśmy. Mamcia mnie rozebrała, naszykowała wszystko i nas poproszono do środka. Tam oczywiście jak zawsze rozbieranie do "na golasa", ważenie, mierzenie całego ciałka, obwodu główki i klatki piersiowej. Z wagą trochę się uspokoiłam, bo mamy ręce już nie mają siły mnie nosić, a ja jeszcze długo nie będę chodzić. Tak więc ważę 9.900, mam aż 73 cm długości, obwód główki to 47,5 a klatki piersiowej 46. Ostatnio jak mama mi mierzyła główkę to na początku grudnia miałam 48 cm, a nawet ciut więcej, a teraz mam 47,5. Głowa mi się zmniejszyła. Mama to była taka zdziwiona, że mierzyła mi ją przez dwa dni i to kilka razy dziennie, bo nie mogła uwierzyć. 
Potem tatuś mnie zaczął ubierać, a mamusia rozmawiała z panią doktor. To taka jakby spowiedź. Mama musi wszystko opowiedzieć, a potem odpowiada na pytania lekarki. Dostaliśmy skierowanie na USG główki, więc trzeba było lecieć do budynku "B" na badanie.
Mamcia jak zwykle ze mną weszła. Mama to ma pamięć do tych obrazków czarno - białych i od razu zauważyła, że coś mi tam się pozmieniało. Okazało się, że komory boczne lewa i prawa zmniejszyły się i to o kilka milimetrów. Było 30 i 43 mm a teraz jest 22 i 40 mm. Płaszcz mózgu też się zwiększył, a to bardzo dobrze, bo to oznacza, że tkanka mózgowa się trochę rozprężyła i rośnie. Płaszcz mózgu na pograniczu ciemieniowo - skroniowym wynosił 16-18 mm, a teraz wynosi 29 - 30 mm. Pięknie.
Odebraliśmy wyniki i musieliśmy wrócić do budynku "A". Tam tatuś mnie nakarmił, a mamcia zaniosła wyniki na patologię. Okazało si, że dostałam nowy termin, czyli w maju znowu odwiedzę patologię noworodka, chyba będę się dziwnie czuć, bo tam zawsze są takie małe dzieci, a ja już duża jestem.
Jak już byłam nakarmiona rodzice polatali po wszystkich piętrach i rozwiesili moje plakaciki i rozłożyli ulotki. 
Odwiedziliśmy 5 piętro i oddział prof. Szaflika. Spotkałam panie pielęgniarki, które opiekowały się mamusią, gdy tam leżała. Była nawet pani pielęgniarka, która zawsze była na dyżurze kiedy mama miała zabiegi i nawet kiedy mamie odeszły wody to była w pracy. Oczywiście wszyscy pochwalili moje włoski, a ja byłam taka nieuczesana.
Rodzice na korytarzu spotkali prof. Szaflika. To pan dzięki któremu tak ładnie się rozwijam, bo pomógł mojej główce jak jeszcze byłam w brzuszku u mamy. To On mi założył shunty, które odprowadzały nadmiar płynu z mojej główki i wtedy mózg mógł się rozwijać w miarę dobrze. Pan profesor nawet mnie pogłaskał po główce i po policzku. Żeby nie było, że jestem jakaś niewychowana to postanowiłam się uśmiechnąć i bardzo mocno wpatrywałam się w tego pana profesora. Muszę zapamiętać jak wygląda, bo za kilka lat może wejdę sama do Jego gabinetu i powiem " Dzięki".
Wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy do domu, a raczej prosto do "Szansy". Rehabilitację mieliśmy na 13, a byliśmy na miejscu o 12.50. Tatuś to ma wyczucie czasu. 
Pół godziny się gimnastykowałam z ciocią Kingą. Nawet nie pamiętam jak mnie wrzucili do samochodu. Padłam i nawet nie wiem kiedy. 
To był fajny dzień. Mama i tata szczęśliwi, że w końcu coś w mojej główce lepiej się układa. Może jeszcze te komory się zmniejszą, a tkanki mózgowej będzie więcej. Dobrze by było.
Ciężki dzień, ale co to dla mnie. Przecież jestem Super Dziewczyna i wszystko przetrzymam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz