piątek, 14 sierpnia 2015

Do trzech razy sztuka

Chociaż u mnie to nie koniecznie na trzecim się skończy. Ale o czym mowa, już mówię.
Wózek.
Mój pierwszy wózek mama zamówiła w listopadzie. Do nas trafił tydzień  przed USG połówkowym. Jak czytacie bloga od początku, to wiecie, jaka była sytuacja. No ale jestem i mam się dobrze.
Ten wózek miał mi służyć długo...
Pierwszy spacer po wyjściu ze szpitala


Moje pierwsze wyjście na wybory
I gondola służyła mi ładnie i długo. Bo do połowy grudnia. Miałam 9 miesięcy jak przełożona zostałam do spacerówki.

I całkiem fajnie było na spacerkach. Więcej widziałam i mama mogła mi podnieść oparcie żebym mogła zobaczyć jaki jest świat. Tylko, że zapakowanie tego wózka do auta graniczyło z cudem. Jeszcze gdyby z nami ciągle jeździł tatuś to może dałoby radę, ale mama sama to już nie. Stelaż trzeba złożyć i wypiąć tylne kółka a siedzisko trzeba by było pakować koło mnie na siedzenie. Może były takie dwa wyjazdy i rodzice postanowili kupić wózek podróżny. 
Mała. lekka parasolka, składana. Taka miała być. Najważniejszą rzeczą było rozkładane oparcie, bo wtedy nie umiałam za ładnie siedzieć, a na siłę nie wolno mnie było sadzać, bo mogłabym dostać skrzywienia kręgosłupa. Mama taki wózek znalazła i rodzice pojechali i go dla mnie kupili.
Więc jeden był ciągle w bagażniku a z drugiego korzystałam na różne sposoby.
Spacerki na śpiocha
Łóżko w salonie
Leżanka

 Zanim ładnie nauczyłam się siedzieć i zanim rodzice kupili mi fotelik do karmienia, wózek służył mi za fotel do jedzenia. Miałam poduszkę, pieluszkę na kolankach i mama miała komfort, że podczas jedzenie nie wypadnę. 
Teraz coraz ładniej siedzę i wózek podróżny przestał spełniać swoją rolę. W tym wózku byłam kładziona lub sadzana ale tylko na parę minut. Niestety był do mnie nie dostosowany. Kiedy teraz siedzę w nim nawet godzinę, czy dłużej to mama musi mnie co chwila poprawiać, bo się zsuwam. Moja górna część ciała układa się jak plecy pijaka, który kima pod monopolowym w kącie. I w ogóle nie mam możliwości poprawienia się. Pasy są bardziej, bo muszą być. Są luźnie i nie trzymają mnie w ogóle.
Kilka tygodni temu mama zaczęła poszukiwania trzeciego wózka. Tatkowi też nie podobało się jak siedzę w wózku podróżnym. Tatko też nie był zachwycony, że tak dużo miejsca zajmuje po złożeniu.
W końcu mama znalazła wózek z siedziskiem kubełkowym i to był strzał w dziesiątkę. 
Kilka dni temu byliśmy w Łodzi i po powrocie do Piotrkowa podjechaliśmy do sklepu żeby tylko zobaczyć czy mają ten wózek. I mieli i to nawet dwa. Mogłam przymierzyć się do wózka i nawet trochę w nim posiedziałam. Dla rodziców to była krótka piłka, bierzemy. A najlepsze jest to, że po złożeniu jest malutki.

Byłam już w nim na spacerkach dwóch i nawet w nim spałam też dwa razy. Spisuje się na razie jak na medal. 
Oczywiście wolałabym śmigać po mieście na dinusiu ale jakoś nie potrafię nim kierować, a mama nie chce go pachać. Może jak pogadam z tatkiem...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz