Mama mówiła mi już jakiś czas temu o koncercie, ale jakoś nie mogłam sobie tego wyobrazić. Jak to, dlaczego, przecież młodzi ludzie zamiast się uczyć, to chodzą na próby i poświęcają swój wolny czas dla mnie. Noże to mój urok osobisty tak podziałał, albo chyba ciocia Monika i wujo Konrad ( rodzice Szymusia) coś im o mnie powiedzieli. I tak w okolicach listopada rodzice dowiedzieli się, że będzie dla mnie organizowany koncert charytatywny w Łodzi w szkole muzycznej na Sosnowej.
Już na kilka dni przed koncertem mówili o mnie w radiu Łódź :
Sosnowa dla Jagódki.
Na koncert przyszło dużo ludzi, jeszcze tylu na oczy nie widziałam. Przyjechałam na koncert z mamą, tatą, z babcią Daną i dwiema przyszywanymi babciami sąsiadką Halinką i rehabilitantką Małgosią. Były inne ciocie i wujkowie, dużo nas było.
Na koncert mama i babcia porobiły te swoje robótki ręczne. Babcia zrobiła obrusy, bieżniki, a mama maskotki, koszyki, sweterki, czapeczki i mitenki. Zanim jeszcze zaczął się koncert już sporo rzeczy się posprzedawało.
O 18 zaczął się koncert. Tatuś tuż przed koncertem pokazał mi ile osób przyszło mnie zobaczyć, no oczywiście nie tylko mnie ale przede wszystkim młodych muzyków.
Dwóch Michałów prowadziło koncert. Nie wiem jak inni, ale dla mnie super. Powinni to robić częściej.
To zaczynamy...
Po prostu było super. Bardzo lubię słuchać muzyki, bo już w brzuszku mamy od fasolki słuchałam różnej muzyki. Chociaż mama to wielka fanka Queen i przeważnie tylko to słuchałam.
Potem się troszkę rozkręciłam... i wlazłam na scenę :-)
Zobaczcie jeszcze kilka filmików, bo wiem, że nie każdy mógł z nami być osobiście na Sosnowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz