Tatuś wziął parę dni wolnego w pracy i razem całą trójką wyruszyliśmy w podróż do Michałkowa.
W przerwach na zmianę pieluszki i na kawkę dla mamusi robiliśmy sobie fotki.
Moja przekąska |
Bardzo trudno być kierowcą, lecz ja mówię wszystkich chłopcom, że kierowcą muszę kiedyś być |
Dokumenty proszę |
Tatuś jaki ty smaczny jesteś |
I całe szczęście, że był z nami tatuś. Po dojechaniu na miejsce nie wiadomo gdzie zaparkować, gdzie jest ośrodek Michałkowo a gdzie dom dla seniorów. W recepcji dostaliśmy klucze od pokoju i tyle. Gdyby nie tatuś to nie wiem jak mamusia przeniosłaby rzeczy z auta do pokoju. Albo by mnie zostawiła w aucie i latała w tą i z powrotem z rzeczami albo zostawiłaby mnie w pokoju i dawaj po torby na dół. Żadnej pomocy ze strony ośrodka, żadnej jakiejkolwiek informacji gdzie co jest. W dniu przyjazdu nie ma nikogo z Michałkowa. Trzeba czekać aż do poniedziałku i wtedy koło 8 rano jest wywieszona rozpiska jakie są zajęcia, kiedy i z kim. Dla osób, które po raz pierwszy są w Michałkowie to nie jest super. Za to Michałkowo ma dużego minusa.
Pokoje są całkiem ok. Jest gdzie położyć rzeczy, ubranka, jest stół.
Łazienka nawet duża, szerokie drzwi.
Cała ekipa Michałkowa pojawiła się w poniedziałek rano. I tu mamy kolejny minus. Codziennie rano mama musiała lecieć piętro wyżej aby zobaczyć jakie mam zajęcia i czy nie ma żadnych zmian. Piętro wyżej znajdowały się pokoje gdzie byłam rehabilitowana. Dobrze, że była tam winda.
Jedzenie także jest piętro wyżej. Tata kupił nam plastikowe pojemniki i mama w porze posiłków z tymi pojemnikami szła na górę i do nich nakładała jedzenie. W Michałkowie jest catering. Wszystko wpakowane w pojemniki i raczej nie jest za bardzo wygodne latanie po schodach z talerzami z zupą. Tym bardziej, że mama musiała mnie zostawić samą w pokoju i czas był tu na wagę złota. Więc zupa i drugie danie w pojemniki i siup na dół. Porażka.
Tata wrócił do domku a ja zostałam z mamą i zaczęłyśmy turnus.
A tutaj jestem z ciocią Gosią i jej pieskiem Tusią.
Rehabilitanci są tu wspaniali i to dla nich na pewno będziemy tu wracać. Znają się na rzeczy, wiedzą jak mnie rehabilitować. Nawet wujo Mateusz od rehabilitacji ruchowej ( 1,5 godziny dziennie) umiał sobie poradzić z moimi nerwami. Wystarczyło parę komplemencików i hopsianie na piłce.
Chyba najbardziej podobały mi się zajęcia z pieskami. Lubię pieski, przecież mam jednego gałgana Perełkę w domu. Mama zawsze coś tam podpatrzyła i część zabaw pewnie będziemy robić w domku.
Wspaniałe zajęcia z SI.
Czekam na ćwiczonka |
Nie dotykam |
Dotykam |
Terapia ręki z Ciocią Gosią też była super. Godzina zabawy i brudzenia się.
Były zabawy z kaszą, grochem, z orzechami, mąką, piaskiem kinetycznym i z wieloma różnymi rzeczami mniej lub bardziej brudzącymi. Nawet z ciocią przesadzałam kwiatki.
Tatuś jak przyjechał na długi weekend był zachwycony mną, że taka brudna i taka szczęśliwa.
Na wszystkich zajęciach ciocia szczególną uwagę poświęcała mojej lewej rączce. Co widać na zdjęciu.
Po każdych zajęciach z ciocią Gosią kąpiel była obowiązkowa. Cała byłam umazana, brudna, czasami klejąca. Mama musiała się przyzwyczaić do tego widoku, ale po kilku dniach już było lepiej. Chyba najgorzej zniosła pierwsze zajęcia, bo nie spodziewała się takiego widoku. Umazana buzia, rączki, stópki, całe ubranko i ja uśmiechnięta i szczęśliwa. Teraz w domku mama już tak nie panikuje jak się wysmaruje masłem czy pasztetem przy jedzeniu.
Pod koniec dnia czekała na mnie kąpiel, czasami tych kąpieli było więcej niż jedna. Ciepła kąpiel dobrze wpływa na moje zmęczone nóżki i rączki. Z resztą to fantastyczny sposób na to żebym się wyciszyła. Mama wtedy siada obok i patrzy jak pluskam się w wodzie, jak wodę smakuję i jak próbuję się sama umyć. Sama jak na razie umiem umyć brzuszek, jak na początek to całkiem nieźle. Do plecków jeszcze nie sięgam, ale jak mamie tatko myje plecy to mi chyba też będą pomagać co nie.
Rano największym problemem mamy jest wstanie, bo to jest straszny śpioch. Chyba ma to po mnie. Jak już mama wstanie to nie wiadomo za co się brać, za mnie czy za siebie.
Mama szybko leci do łazienki umyć włosy. Potem leci po śniadanie a ja zostaje w łóżeczku bo tam jest najbezpieczniej. Jemy sobie śniadanie i myślimy jak się dzisiaj ubierzemy i uczeszemy. Bo moja mamusia nie ubiera mnie na różowo tylko na różne kolorki i fryzurka codziennie też musi być inna. Jak już dogadamy co i jak to się zaczynamy szykować.
Fryzurka na GPS-y
Warkoczyk zbierany do tyłu
Kitusie do tyłu
Poranna Afrodyta
Pipi
Pipi 2
Warkoczyk
Warkoczyki w połowie dnia. Wszystkie krótkie włoski uciekają i wyglądam tak
GPS 2 z warkoczykami
Takie mam bujne włoski
Włoski okiełznane
Podsumowanie.
W Michałkowie byliśmy pierwszy raz. Słyszeliśmy bardzo dużo dobrych opinii o tym ośrodku i rzeczywiście jest dobry. Mają wspaniałych rehabilitantów, czyste i ładne pokoje z łazienkami. Minusem jest brak kogokolwiek w dniu przyjazdu, dużym minusem jest jedzenie i forma jego podawania, brak miejsca na czas po zajęciach. Pokój zabaw mały, kiedy poza nami było jeszcze jedno dziecko z mamą było już ciasno. Nie ma żadnego miejsca gdzie rodzice mogliby po położeniu dzieci spać po prostu usiąść i pogadać. Integracja rodziców jest bardzo ciężka jak siedzą w pokojach. Nie ma na terenie ośrodka ( przynajmniej podczas naszego pobytu) placu zabaw dla dzieci, jakieś huśtawki byłyby dobrym pomysłem. W soboty nie ma zajęć i nic nie jest organizowane dla dzieciaczków, a ekipa Michałkowa jest nieobecna. W razie jakiś problemów z dzieckiem nie wiadomo gdzie iść, chyba, że na drugi koniec budynku do recepcji.
Są plusy i minusy. Plusem jest kadra rehabilitantów, minusem wszystko pozostałe. Niby są to szczegóły, pierdoły ale jednak ważne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz