Dwa dni później przestałam czuć ruchy Jagodzi.
Pojechaliśmy do szpitala na Rakowską.
W ciągu 5 min leżałam już na izbie na położnictwie. Podłączyli mi KTG. Byłam pewna, że nic nie będzie słychać... ale usłyszałam bicie serduszka Jagódki.
Był to najcudowniejszy dźwięk na świecie. Ona żyje!!! Ten stres jej nie zabił.
Nie wiedziałam czy płaczę ze szczęścia, czy z powodu tego, że nasz dramat trwa dalej. Miałam taki mętlik w głowie. Głupie myśli przeplatały się z dobrymi.
Nie chciałam tam zostać nawet na jedną noc.
Po godzinie pojechaliśmy do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz