Ale było latania. Tatuś w pracy, mama też zajęta. A tu moje święto.
Udało się, że tego dnia tatko mógł być troszkę krócej w pracy i nie przyjechał jak już było wszystko pozamykane.
Rodzice obiecali mi prezent i był. Dostałam takie fajne, specjalne krzesełeczko, gdzie grzeczne dzieci siedzą jak je mamusia karmi. Do tej pory jadałam na kolanach mamy, albo w wózku. Ciut niezdrowe dla mnie i kłopotliwe, więc mamcia postanowiła, że najwyższy już czas na nowy mój mebelek.
W sklepie były przymierzane te krzesełka. Niektóre były nawet ok, ale zawsze coś się mamci nie podobało. W końcu znalazła, na szczęście nie różowe, tylko biało-szare.
Na drugi dzień było śniadanko i już ładnie siedziałam w krzesełku.
Mama jak to mama wykorzystuje mój mebelek do mojej rehabilitacji. Rozsypuje mi różne rzeczy i każe mi się tym bawić, a jak to jakieś dobre jedzonko to każe mi samemu jeść. Pewnie, a ona to wtedy będzie robiła. Jak ma się dziecko, to ma się obowiązki. Musi koło nie siedzieć i mnie karmić i uczyć moje rączki jak się rozrabia.
Parę tych płatków powędrowało, z pomocą mamy do mojej buzi, a duża część dla Perełki. Niech piesek też coś ma z życia, a nie tylko sucha karma.
Moją nową zdolnością jest karmienie piesków. Jak to wszystko mi łatwo przychodzi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz