Niby powinno być cudownie, szczęśliwie, rodzinnie... a nie jest.
3 lata temu moja mamusia brała ślub z tatusiem. Była wtedy chyba najszczęśliwszą osobą na świecie. Ja byłam wyrośniętą fasolką w brzuszku, taką oczekiwaną, upragnioną.
Gdyby tak cofnąć się o te trzy lata...
Jeszcze nic wtedy nie zapowiadało, że następne 3 lata będą dla mamy najgorszym okresem w życiu i nie wiadomo kiedy to piekło się skończy.
W grudniu 2013 roku na niecałe dwa tygodnie przed świętami na USG okazało się, że jestem chora i nie wiadomo czy będę czy nie będę żyła. Do porodu wiadomo nerwy, płacz mieszające się z radością i nadzieją. Po moich narodzinach były lepsze i gorsze chwile. Gdy miałam półtora roku mój dziadziuś uległ wypadkowi i umarł. To dla mamy był ogromny cios. Dla nas wszystkich. Niedługo mija rok jak dziadziusia nie ma.
Dziś w kolejną rocznicę ślubu mama jest znowu sama. Ja jestem z tatusiem w Małym Gacnie na turnusie rehabilitacyjnym a mama leczy w domu anginę. Rok temu mama była ze mną a tata był w pracy przez 14 godzin, nawet się nie widzieli. Jedynie w pierwszą rocznicę ślubu świętowali razem. Rodzice popijali herbatkę a ja mleczko.
Moja prywatna mama i tata |
Tu byli jeszcze młodzi, wyspani, bogaci i piękni, czyli bezdzietni |
Buziaki staruszkowie |