Potem jest kolka.
Na szczęście mnie to praktycznie ominęło. Moja kolka to tylko kilka wieczorów, kiedy nie mogłam zasnąć, ciągle się prężyłam i płakałam. Ale byli przy mnie rodzice i babcia Dana. Tata mnie nosił, mama przytulała, babcia woziła po pokoju w wózku, żebym tylko się uspokoiła. Kolka mogła trwać u mnie długo, ale mamcia po konsultacji z lekarzem kupiła mi lek, który miał mi pomóc pozbyć się tych bąbelków powietrza z jelit. O pomogło, i to jeszcze jak. Wtedy nauczyłam się puszczać głośne bąki. Każdego to bawiło, a ja udawałam, że to nie ja. Gdy brzuszek mnie bolał z trochę innego powodu, mamunia z tatusiem kupili mi takie katetery. Chwila moment i od razu ulga. Moje brzuszkowe problemy trwały bardzo krótko. Nim się rodzice obejrzeli a okres kolkowy miałam za sobą. Nie wiem jak można mieć kolkę trzy miesiące. Podobno są takie dzieci, na szczęście ja się do nich nie zaliczam.
Tak minęło nam kilkanaście tygodni i przed 6 miesiącem życia poczułam, że trochę mnie dziąsełka swędzą. Wtedy też odkryłam co się robi z rączkami. Oczywiście wkłada się je do buzi i gryzie i gryzie i gryzie, aż mama ich nie wyjmie. Wtedy nie było to takie kłopotliwe. Mamunia cieszyła się, że moje rączki wędrują tam gdzie rączki zdrowych dzieci. No to rączka raz jedna potem druga wędrowała do buzi, potem obie na raz. Mama zauważyła, że strasznie się wtedy ślinię, ale przecież tak robią wszystkie dzieci. Jak rączki się wkłada do buzi, to ślinka musi z buzi wyjść i wtedy kapie na rękawki i na całą resztę ubrania.
Rączki w buzi może nie były takim problemem, co napady płaczu. A płakałam strasznie. Mama po jakimś czasie zaczęła już rozróżniać mój płacz i wiedziała, że jak płaczę z bólu to żadne przytulanie tu nie pomoże. Po konsultacji z lekarzem zaczęłam dostawać leki przeciwbólowe. Na szczęście przez większą część dnia dziąsła mnie nie bolały, dopiero pod wieczór dawały o sobie znać. Ból był okropny ( nadal jest), w kąpieli się odprężałam, ale butelki przed spaniem nie mogłam zmęczyć. Bolało mnie tak bardzo, że nie mogłam jeść. Rodzice się trochę wycwanili i co drugi dzień dostawałam leki na godzinę przed ostatnim karmieniem. Chyba sprawdzali czy leki działają. Raz było lepiej, raz gorzej, ale kolację mogłam zjeść. Gdybym była zdrowa to pewnie miętoliłabym cały dzień gryzaki, a tak moje rączki jeszcze nie rozumieją o co chodzi w trzymaniu różnych rzeczy. Zaczynam to pomalutku odkrywać, ale idzie mi to mozolnie. Mamcia nie może ciągle nade mną ślęczeć i trzymać mi gryzaki, bo musi czasami coś zjeść, pójść do toalety i oczywiście musi przypilnować swojej cukrzycy. Daję jakoś radę z tym ząbkowaniem.
Dzisiaj koło południa trochę zaczęłam marudzić. Mama położyła się obok mnie i próbowała mnie uśpić, bo o tej porze robię sobie drzemkę. Ciągle wkładałam paluszki do buzi, a mama mi te rączki zabierała i wycierała. I tak w kółko. W końcu mamcia posmarowała takim chłodzącym żelem palec i zaczęła masować mi dziąsełka. Nie wiem co tak rozbawiło mamę, ale zaczęła płakać z radości. Ostatni raz widziałam mamcię w takim stanie jak miałam jeden dzień i pierwszy raz się zobaczyłyśmy. Sprawdzała, zaglądała i nie mogła uwierzyć, że ząbek mi się wyżyna. Pewnie jutro będzie bardziej widoczny, bo jak na razie to tylko takie dwa ostre punkciki mi wyszły. Niby nic, a tyle radości to mamie sprawiło. Muszę się postarać o więcej takich ząbków, tylko żeby nie bolało tak jak ten.
Och to ząbkowanie, strasznie męczy człowieka |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz